„A kiedy nadejdzie dzień” mogło by się wydawać zwykłą książką obyczajową. Jednak zawarta w niej historia i tajemnica odkrywa wiele. Jest to kolejna twórczość autorki, którą miałam okazję przeczytać. Jednak słaba korekta wydawnictwa trochę męczyła.
Zdarzały się zdania nie jasne, które mogły wynikać z błędów
lub sformułowania zdań wprowadzały zamieszanie w czytelniku. Te drobne nieścisłości również rzutowały na
to jak się powieść czytało.
Sama historia Jarego i Ludki ciekawie przedstawiona. Zadziwiające a za razem nie pasujące było takie szybkie przyjęcie dziewczyny do rodziny, jak również związek z Jarim. Nie wspomnę nawet, że bywała irytująca.
Może takie było założenie autorki, dla mnie to jednak nie zgrało się z całością. Odczuwałam drobne braki. Nagły przeskok czasowy gdzie
dowiadujemy się, że Ludka nie pojechała z Januarym do Chin również wyskakuje
bez związku z wcześniejszymi wydarzeniami.
Jednak dociekliwość Ludmiły sprawiła, że książka nabiera
rozpędu. Dowiadujemy się trochę historii rodziny i próbujemy z nimi rozwiązać przyczynę
śmierci Marty. Na początku jest dużo założeń, które nie wiele mają wspólnego z
prawdą.
Żeby nie było, że szukam tylko wad w niej, muszę pochwalić
autorkę za trzymanie w napięciu i łączeniu faktów z przeszłości z tymi
obecnymi. Co doskonale pokazuje, że tajemnice i sprawy nie rozwiązane z przed
lat mogą mieć wpływ na nas w późniejszym życiu. Pokazuje jak silna potrafi być
rodzina i na kogo można liczyć.
Autorka pisze lekko mimo, że zawiera w swoich powieściach
trudne tematy. Książka potrafi wciągnąć czytelnika, a powieść nie została
jeszcze zakończona. Co wzbudza jeszcze większą ciekawość co będzie dalej w
kolejnej części.
I z takim niedosytem zostawiła mnie. Pozostaje tylko
cierpliwie czekać.